Przyjaciele : raczej nie mam. Boję się ludziom ufać.
Znajomi : dużo. Słuchają różniej muzyki. Koledzy z klasy głównie Hip Hop, i te różne na czasie xD Jedna znajoma słucha trochę metalu. Jedna koleżanko-sąsiadka uwielbia różowy, ma blond włosy (farbowane, oczywiście) i te rzeczy, ale słucha trochę piosenek takich jak ja i poza tym jest świetna. W wakacje ja, ona, J., i K. chodziliśmy wszędzie razem, ogólnie było bardzo fajnie.
Wrogowie : miałam takie znienawidzonego, ale na szczęście nie widzę go już.
Offline
Kusiciel
Przyjaciół paru mam ale nie są w ogóle powiązani z żadną subkulturą szczególnie dark, ale tolerują mnie i podziwiają za odwagę i właśnie za to ich uwielbiam. Grają też w te gry co ja, oglądamy podobne filmy i czytamy podobne książki więc mamy o czym rozmawiać. Nie miewam wrogów chodź zdaję sobie sprawę że nie wszyscy pochlebnie o mnie mówią i nie wszyscy muszą mnie lubić jestem za miła żeby kogoś nienawidzić, nie tolerować czy odtrącać - taka ma natura.
Offline
Przeklęty
Ja mam jedną przyjaciółkę, fankę disco polo, która jednak toleruje mnie taką, jaką jestem. i za to ją kocham. Wrogowie? Nie mam. To raczej po prostu nieprzyjaźni mi ludzie, z którymi się nie zadaję
Offline
Kusiciel
Jest taki głupi pogląd że przeciwieństwa się przyciągają. Może coś w tym jest ale ludzie muszą być na siebie otwarci i nie skreślać innych za wygląd czy inne bezwartościowe elementy.
Offline
Przeklęty
Ja mam i przyjaciół i wrogów a znajomych od cholery. Najlepszym moim przyjacielem jest moja druga połowa, która kompletnie nic nie ma wspólnego z moją subkulturą. Nienawidzi muzyki, której słucham a ja nienawidzę jego muzyki. Jednak razem jeździmy na wszystkie koncerty i to jest niesamowite : ) Mam też przyjaciółkę, którą znam już... 17 lat, oraz przyjaciela który okazał się gejem. Mam też mnóstwo bliskich znajomych i cieszę się niesamowicie z tego bo Oni wszyscy trzymają mnie przy zdrowych zmysłach i bardzo im za to dziękuję. A ze względu na to iż jestem kłótliwa i mało kto mnie lubi to mam równie dużo co bliskich znajomych to równie tylu mam wrogów : )
Offline
Spec od zadawania męczących pytań i przepalania grzałek do e-petów
Myślę że nie jest za późno aby opisać moją krótką historię związaną z najbliższą przyjaciółką? (kto zdoła przeczytać, ma ode mnie wielki plus)
Wcale nie tak dawno temu, od drugiego semestru 4 klasy podstawówki (ach to przedszkole ) do mojej klasy doszła całkiem miła, jednak cicha dziewczyna - Natalia. Od kiedy tylko doszła do klasy, zajebiście mnie intrygowała, wydawała się taka podobna do mnie... we wszystkim. Sposobie mówienia, postrzegania, religii... Jedynie muzyki słuchała innej. Ubierałyśmy się tak samo, ponieważ ja, mając spore problemy u nauczycieli musiałam zrezygnować na pewien czas z czerni.
W końcu udało mi się do niej zagadać. Po wielu tygodniach ciągłego obserwowania jej. Była bardzo otwarta i miła, naprawdę ją polubiłam. ona mnie też, więc przyjaźń szybko się rozwinęła. Cały rok przesiedziałyśmy razem w jednej ławce, a w wakacje wszędzie jeździłyśmy razem. Nie wyobrażałam sobie bez niej życia, ufałam jej bardziej niż swojej matce. Była aniołem.
Na początku 5 klasy zaczeły się pewne problemy. Kilka naprawdę okropnych babsztyli z klasy okropnie jej dokuczało i poniżało, czasami doprowadzając do płaczu. Nie mogłam na to patrzeć i starałam jej się bronić. Kiedy już myślałyśmy, że dały sobie spokój, jedna z naszych innych blizszych przyjaciółek - zwaną "Kulką" (ze względu na problemy z wagą...) została zbita na fioletowo w łazience w czasie długiej przerwy. Z tego co pamiętam długo jej nie było później w szkole. Dowiedziałyśmy sie, że w to wszystko zamieszane były szmaty z klasy oraz paru napakowanych dresów z gimnazjum.
Później zaczął się horror.
Natalia mieszkała w domu jedynie z dziadkami. Jej matka, sama mieszkała i utrzymywała się w Anglii. Wiedziałam o tym oczywiście, powiedziała mi na początku. Jednak z biegiem czasu coraz niechętniej o niej mówiła. Nie wiedziałam o co chodzi, bałam się ją stracić.
W między czasie zakochałam sie w niej na zabój, i moja chęć przebywania z nią stała się jeszcze silniejsza. Problem w tym - że jej - nie. Oddalała się ode mnie powoli, przez co bardzo cierpiałam.
W końcu nadeszły wakacje, kiedy mi oznajmiła, że niedługo wraca do matki do Anglii na czas wakacji. Okropnie się rozbeczałałam, jak to ja. Jednak obiecała mi, że wszystko mi opowie, jak tylko wróci. Czekałam w zniecierpliwieniu przez bite 2 miesiące. Matka próbowała do mnie przemówić, ale bez skutku. Kazała mi wyjechać gdzieś na wakacje, ruszyć się, ale ja nie chciałam. Jedynym celem było tylko i wyłącznie czekanie na Natalię. Nie podała mi dokładnej daty swojego powrotu, więc przyjęłam do siebie jak głupia, że może wrócić w każdej chwili.
1 września dowiedziałam się, że do Polski NIGDY nie wróci. Umówiła się z matką, że wspólnie zamieszkają w Anglii.
To był szok. Depresja. Posunęłam się aż do palenia po szkole z moimi innymi znajomymi z klasy, dla 'odstresowania'. Oczywiście nie mówiłam im powodu przez który jestem taka zła.
Parę tygodni po rozpoczęciu 6 klasy znalazłam z niąkontakt przez Skype. Ucieszyłam się bardzo, jednak moje szczęście szybko zamieniło się w obsesję. Całymi dniami siedziałam przy komputerze i gadałam z nią do 5-6 nad ranem, ponieważ tak mi jej brakowało. Ona długo godziła się na to, do póki z nerwów któregoś dnia nie zaczełam na nią... krzyczeć. Oczywiście pisząc.
Zaczęła robić uniki, uciekać, była wystraszona. Cała walka z nią, aby chciałą ze mną rozmawiać trwała aż do lutego tego roku. W tym czasieja siedziałam po nocach na kompie i gapiłam się w znaczek "niedostępny" przy jej pseudonimie na Skype.
Od tamtej pory gadałyśmy sporadycznie. Raz-dwa w tygodniu. Byłam zła na siebie, mówiłam jej że potrzebuje więcej kontaktu. Ale ona tłumaczyłą się testami, i nauklą. Potrafiłam jej wybaczyć, do póki jej matka nie zaczęła namiętnie wrzucać fotek na Facebooka z jej i Natalii imprez. Wtedy zrozumiałam, że mnie oszukuje.
Gdy tylko chciałam jej udowaodnić, że wcale nie jest tak, jak ona pisze, bo mam dowody w postaci zdjęć, kompletnie się odłączyła. 20 Lutego miałam z nią ostatnia rozmowę.
Dzisiaj muszę leczyć się przez nią u psychiatry, jestem po 2-giej próbie samobójczej, żyję na psychotropach.
Toksyczna przyjaźń, czy niespełniona 'miłość' ?
Offline
Przeklęty
Przerażająca historia z życia wzięta. Często zdarzają sie takie historie. A co do pytania to raczej... Toksyczna miłość, zdaje mi się.
Z przyjaciółka też miałam niezłe historie. Dwie właściwie. Będę się streszczać.
Z pierwsza kolegowałam się w podstawówce. Później zaczęła się ode mnie oddalać. Wyjechałyśmy na kolonię. Zrobiła tam ze mnie pośmiewisko, nastawiła wszystkich przeciw mnie... Pocięłam sie. Ona powiedziała to swojej matce, a ta zadzwoniła do mojej mówiąc, ze... Zabiłam się. Od tej pory nie rozmawiamy.
Druga była przyjaciółką jakiej wcześniej nie miałam. Stopniowo przyjaźń zamieniła się w nienawiść. Prześladowała mnie jakiś czas wypisując od kurw i szmat. Włamała sie na mą pocztę i wysłała maila z groźbą do siebie chcąc mnie zastraszyć. W klasie wszyscy mnie poniżali z jej namowy. To było piekło. Na szczęście się skończyło.
Życie pisze lepsze historie niż scenarzyści nie uważacie?
Offline
Spec od zadawania męczących pytań i przepalania grzałek do e-petów
Eya, chcecie powiedzieć że moja historia jest zmyślona? O_o Proszę was...
Eternal, bywa, też taka miałam przyjaciółkę, i teoretycznie... mam do dzisiaj
Offline
Historie...no brak mi słów... ale nikt nie powiedział,że nie prawdziwe!
Moi najbliżsi koledzy głównie rapu słuchają aczkolwiek nie pogardzą dobrą muzyką rockową (metal też może być).Przyjaciółka słucha głównie polskiego rocka.Najlepszy przyjaciel słucha tego co ja (wyjścia nie ma;P).
A mój facet to czysty metal ( co nie?) ;D
Offline
Kusiciel
Enterial i Diva - wasze historie są bardzo smutne i bardzo wam współczuję. Czasami tak jest że zawodzimy się na ludziach od których oczekujemy wsparcia. To jest nieodłączny element życia chyba każdego człowieka. Uwierzcie mi - mogę coś o tym powiedzieć i nawet to zrobię. To długa historia ale chciałabym żebyście się z tym zapoznali:
Byłam kiedyś w zakładzie psychiatrycznym. W pierwszej klasie gimnazjum było ze mną bardzo źle przez jeden głupi wybryk... ,,Koleżanki" namówiły mnie żebym na tzw. kocenie przebrała się za kota bo z każdej klasy ktoś musiał. A że otwarta jestem to się wygłupiałam. Owo kocenie oglądała cała szkoła. Na początku było całkiem zabawnie - starsi chłopcy wołali na mnie kocica a ja w pokazywałam ,,pazurki". Na dyskotece szkolnej tańczyłam sama, ale po jakimś czasie obskoczyło mnie paru starszych chłopaków, jeden owinął mnie szalikiem i przyciągnął do siebie, kółeczko się zawężało a ja bez skrępowania tańczyłam dalej, wydaje mi się że robiłam to zbyt wyzywająco. Zaczęli mnie dotykać. To mi się już nie podobało. Nie trwało to długo, udało mi się jakoś wydostać. Później zaczepiły mnie 3 trzecioklasistki typowe plastiki, z nimi też tańczyłam. Myślę że one jakoś próbowały mnie prowokować, a ja się po prostu dałam, bo ten taniec też do grzecznych nie należał.
Następnego dnia dowiedziałam się od przyjaciółki że już padały zdania ,,patrzcie jaka kurwa". Po szkole poszła plotka że jestem lesbijką. To co ci ludzie o mnie mówili... Aż wstyd mi to powtarzać. Raz jechałam na na wycieczkę te 3 trzecioklasistki siedziały gdzieś niedaleko - ile ja się o sobie nasłuchałam... Ryczałam całą drogę i nikt nawet nie zwrócił uwagi.
Jakiś czas później poznałam pewnego metala. Zaprzyjaźniliśmy się. To był spoko chłopak tylko za bardzo przeżywał jak coś opowiadał. Po tym teksty się zmieniły ,,Maniek będzie cie zaspokajał?" ,,Robisz Mańkowi loda?" i tym podobne. Pokazywali do mnie też różne zboczone gesty. Kiedyś specjalnie złapałam go za rękę żeby sobie jeszcze pogadali, a co mi tam! Później tego żałowałam bo chłopak się we mnie zakochał.
Dowiedziałam się że do mojej klasy ma dojść nowy uczeń więc postanowiłam napisać do niego na nk. Zaprzyjaźniliśmy się i zakochaliśmy się później. Mimo ze przysporzył mi dużo cierpienia przez to że był wcześniej z dziewczyną którą w ogóle nie uważałam za atrakcyjną ani fajną - poczułam się gorsza, jakbym nie zasługiwała na jego miłość, to było dołujące. Ale później jak przyszedł do mojej szkoły... okazał się inny. Poznałam go jako mądrego, przystojnego, długowłosego blondyna, mówił że potrafi grać na skrzypcach i na pianinie, uważałam go za romantyka. Nie bałam się przyznawać do tego że z nim jestem czy do tego że jak się spotkaliśmy to ze się całowaliśmy. A wiecie kogo poznałam w mojej szkole? Ciapowatego pedałka (nie chcę nikogo obrazić - jestem tolerancyjna) który nie potrafił nic poza wyglądaniem. Był całkowitym przeciwieństwem opisywanego siebie. Mówił że nie ma żadnych nałogów - palił i pił. W dodatku całkiem się mnie wyparł. Okłamał mnie. Nikt jeszcze nigdy mnie tak nie upokorzył! Cholera to był skończony idiota! Chwalił się byle komu długością swojego penisa! Wszyscy się z niego nabijali i ze mnie także. Pogrążył mnie.
Jakoś się z tym wszystkim trzymałam puki ludzie z mojej i równoległej klasy nie zaczęli brać przykładu z trzecioklasistów. Kiedyś na wf biegaliśmy po lesie, jeden mój znajomy rzucił do mnie sprośny tekst i mnie popchnął, byłam wyczerpana fizycznie a oni zaczęli mi jeszcze najeżdżać na psychikę. To było dla mnie za dużo. Upadłam na ziemie i się poryczałam. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Szczególnie nauczycielka.
Mój inny przyjaciel który jeszcze jako tako podtrzymywał mnie przy siłach planował samobójstwo. Mówił nam że po wakacjach już go nie zobaczymy. Kochałam go i nie potrafiłam mu pomóc. Czułam się taka bezsilna... Myślałam że jak się dowie że jest tu ktoś na kim mu zależy, ktoś kto go kocha to odłoży żyletkę i będziemy próbowali razem jakoś to przetrwać. Myliłam się. Odtrącił mnie. W tym roku dowiedziałam się że on już kogoś wtedy miał. A ja głupia byłam gotowa mu się nawet oddać, byleby nie zrobił sobie krzywdy...
Zaczynałam mieć tego wszystkiego dość. Odechciewało mi się wszystkiego, nie chciałam chodzić do szkoły, uczyć się, jeść i spać. Nawet muzyka nie przynosiła mi już ukojenia. WF-u i WOS-u uczy nas ta sama osoba. Pod koniec semestru zbierała zeszyty, miałam poprawiać na trzy. Zebrała od wszystkich z którymi się umówiła prócz mnie. Wstawiła mi dwóję. To przechyliło moją szalę rozpaczy. Pochodzę ze specyficznej rodziny w której przez 2 na semestr nie miałabym życia. Pomyślał ze to wszytko nie jest tego warte i idąc śladem moich dwóch kumpli zwiałam ze szkoły.
Była zima. Styczeń, tydzień przed feriami. Mnóstwo śniegu, ścisnął mróz. Szłam lasem w kierunku domu jednakże okrężną drogą. Ręce miałam głęboko w kieszeniach więc podwinęły mi się rękawy, nie zwracałam na to uwagi bo było mi ciepło. Miałam śliskie buty, wyrżnęłam się w przód, w locie próbowałam wyciągnąć ręce i chwycić się czegoś, poratować, niestety za późno. Uderzyłam się mocno w głowę więc przez chwile nie kontaktowałam. Później poczułam ukłucie w okolicy nadgarstka. Zobaczyłam krew. Okazało się że wbiłam sobie odłamek szkła w rękę, dokładniej denko od butelki. Nawet znałam jej prawdopodobne pochodzenie - moi kumple mają w nawyku chodzić po lesie i tłuc co popadnie. Szkło wbiło mi się dość płytko. Byłam w szoku. Zamiast wyciągnąć je do góry pociągnęłam w bok rozcinając sobie nadgarstek. Znów się poryczałam. Nie tyle z bólu co przez myśl że prawdopodobnie właśnie umieram, że niechcący się zabiłam. Jeszcze wtedy nie wiedziałam że w ten sposób nie da się zabić, poza tym było zimno więc żyła była schowana głęboko. Płakałam, wołałam o pomoc. Byłam wściekła, zrozpaczona, kłębiło się we mnie tyle emocji. W złości przejechałam sobie jeszcze w innym miejscu szkłem. Po paru minutach zdałam sobie sprawę że chyba jednak nie umieram. Było mi tak strasznie zimno...
Poczłapałam do domu. Matka zobaczyła krew na mojej kurtce, pytała się co się stało, pokazałam jej ranę. I nagle mnie olśniło. Powiedział jej że nie chcę już żyć i że sama to sobie zrobiłam. Było to takie wołanie o pomoc z mojej strony. To była najgłupsza rzecz jaką w życiu zrobiłam. Chyba wtedy nie myślałam. Ale ciesze się że sprawy przybrały taki a nie inny obrót bo w zakładzie poznałam naprawdę parę wartościowych ludzi. Choć nie było lekko. Zakochałam się tam też. Ostatecznie powiedziałam prawdę choć nie wiem czy rodzice mi uwierzyli - jest jak dawniej. Dziewczyna w której się zakochałam najpierw mnie zdradziła i to pod moim nosem i za moim przyzwoleniem. Później dowiedziałam się że nie żyje. Nawet nie wyobrażacie sobie jak to boli - stracić kogoś tak bliskiego.
Kiedy wróciłam do szkoły poszły plotki że nie wiadomo jak się pocięłam itd. Podobno nawet pani od WOS-u to sugerowała. Szlag mnie trafił. Jakoś dotrwałam do końca. Rozprawiłam się z moimi prześladowcami, dotrwałam do końca roku. Teraz jest w miarę fajnie. Wciąż żałuję że nie zmieniłam szkoły ale rodzice mi na to nie pozwolili.
To jest w sumie historia mojego życia... Wiecie teraz o mnie więcej niż moja własna matka. Czujcie się zaszczycone że obdarzyłam was tą wiedzą xD Żart taki...
Ostatnio edytowany przez NightArtist (2011-04-12 00:07:26)
Offline
Przeklęty
Kolejna wstrząsająca historia... Z biegiem lat coraz bardziej tracę wiarę w ludzi... Night nie będę mówić, ze mi przykro, bo to zbyt płytkie. Powiem, ze jestem wstrząśnięta, ale i podziwiam, ze przetrwałaś. Mówią, że co nas nie zabije to nas wzmocni.
Offline
Kusiciel
I to prawda. Po tym roku czuje się silniejsza psychicznie. Już nie tak łatwo mnie zranić. Wiesz to nie jest tak że jestem jakaś wielce pokrzywdzona i jestem straszną ofiarą. Nie chciałam wyjść na taką która ma tylko same problemy. Ogólnie w życiu staram się szukać pozytywnych akcentów. To co było już mnie nie boli i mi z tym jak najbardziej dobrze.
Offline
Tak jak Eternal, sądzę że zwykły frazes "przykro mi" jest zbyt płytki. Przeszłaś naprawdę sporo, szczególnie jak na tak młody wiek i to jest wstrząsające - co człowiek może uczynić drugiemu zwykłym słowem.
Offline
Przeklęty
NightArtist napisał:
I to prawda. Po tym roku czuje się silniejsza psychicznie. Już nie tak łatwo mnie zranić. Wiesz to nie jest tak że jestem jakaś wielce pokrzywdzona i jestem straszną ofiarą. Nie chciałam wyjść na taką która ma tylko same problemy. Ogólnie w życiu staram się szukać pozytywnych akcentów. To co było już mnie nie boli i mi z tym jak najbardziej dobrze.
I nie wyszłaś. Każdy ma jakieś problemy; większe albo mniejsze. Przeszłaś bardzo dużo, ale zyskałaś siłę. Wiesz, stosujesz sie do zasady, która kiedyś wyczytałam w "Zahirze"
Offline